Opowieść piąta

O tym, jak mały Jaś został piratem

Wpłynęli na Kryształowe Morze z wodą przejrzysta aż po samo dno, gdzie widoczna była słaba poświata. Wyglądało to tak, jakby piasek morski wysyłał promienie światła. Wodorosty i kolorowe ryby podświetlone były od dołu, a przy zachodzącym słońcu ich cień padał na powierzchnię wody, a nie na dno. Jeśli dodać do tego unoszące się do góry bąbelki bezbarwnego gazu, to widok był naprawdę niesamowity. Jakby szkuner płynął po morzu wody sodowej – i tylko patrzeć, jak jego cień pojawi się na niebie. Dziwne uczucie i dziwna pogoda. I dziwny zapach przyniósł zachodni wiatr.

Sternikowi wydawało się, że znajduje się w cedrowym lesie. Kucharz myślał, że coś się przypaliło, i sprawdził dokładnie wszystkie rondle i patelnie. A Sokole Oko czuł aromat świeżo parzonej kawy. Jackowi przypominał ciepły wiatr halny. Lekarz natomiast dałby sobie rękę uciąć, że to pachną malwy i ostróżki w ogrodzie jego matki.

Wieczorna bryza niosła ze sobą chłód i ukojenie. Zapadał mrok. Delikatne kołysanie statku i zaczarowany wiatr, który rozdawał każdemu z marynarzy inny zapach, spowodował, że ruch powoli ustawał. I nie wiadomo kiedy wszyscy piraci posnęli. W dodatku nie zawsze w swoich łóżkach. Jak małe dzieci! Jeden usnął w kuchni, inny przy stole, jeszcze inny chrapał przy kocie na zwoju lin. Sokole Oko skulił się na bocianim gnieździe, sternik ledwo zdążył zablokować ster, a już sen go zmorzył.

BECZKA RUMU wyglądała teraz niczym statek widmo. Pod pełnymi żaglami, tymi czarnymi w białe cętki, sunęła majestatycznie naprzód. Wiatr popychał ją donikąd. Na pokładzie ani żywej duszy. Marynarze śpią. A każdemu śni się inny sen, którego woleliby nie pamiętać.

I tak bosmanowi majaczy się awaria okrętu podwodnego. Ale naprawa wcale nie jest łatwa, bo nie może znaleźć narzędzi. Same zmieniają swoje miejsce jak żywe albo w ogóle znikają. Jak tu usunąć uszkodzenie gołymi rękami? Koszmar!

Natomiast lekarz okrętowy wyhodował we śnie agresywną roślinę. Na początku była mała i anemiczna, podlewał ją więc lekarstwami, którymi leczył marynarzy. Urosła w końcu tak bardzo, że ledwo mieściła się w jego kajucie. Dla niego samego zabrakło już miejsca! W dodatku ciągle się wierciła i krzyczała: „Jeść!”. To straszne!